Jak łatwo policzyć, pierwszy festiwal w Opolu odbył się w 1963 roku. Wtedy też wszystko się zaczęło. Na scenie pojawili się m.in. Urszula Dudziak i Czesław Niemen a największe emocje wywołała Ewa Demarczyk swoją interpretacją "Karuzeli z madonnami" Mirona Białoszewskiego. Potem takich objawień było jeszcze więcej, a część ówczesnych opolskich debiutantów do dziś stanowi ścisłą czołówkę polskiej muzyki rozrywkowej.
- Festiwal w Opolu to była rewolucja. Nie bójmy się użyć tego słowa - mówi dziennikarka muzyczna Polskiego Radia, Maria Szabłowska. - To była impreza wymyślona na kontrze do Sopotu przez młodych wówczas dziennikarzy z Polskiego Radia i zrobiona kompletnie na wariackich papierach. W lutym zapadła decyzja, że Opole zgodziło się przyjąć festiwalowiczów, choć nie miało jeszcze gotowego amfiteatru. Potem okazało się, że artyści tacy jak Irena Santor czy Jerzy Połomski gremialnie odmawiają udziału. To spowodowało, że organizatorzy zwrócili się ku młodym środowiskom, także kabaretowym. I jak przyszłość pokazała, dobrze na tym wyszli.
W szarej rzeczywistości PRL-u festiwale nie tyle były oknem na świat, co rajskim ptakiem w smutnym krajobrazie, a czasami też narzędziem do wojny z systemem. Jednym z najchętniej odwiedzanych wówczas festiwali przez młodzież była szczecińska FAMA, czyli Festiwal Artystyczny Młodzieży Akademickiej - jedno z ukochanych miejsc Magdy Umer. - To nie była impreza, która trwała dwa, trzy dni. My do Szczecina jechaliśmy prawie na miesiąc - wspomina piosenkarka i reżyserka. - Organizatorzy zapraszali teatry, piosenkarzy, kabarety, poetów, muzyków. I wszyscy ci artyści, między wieczornymi występami, pracowali nad swoimi nowymi projektami, płytami, spektaklami, skeczami. A po koncertach dyskutowali o sztuce. Niektórzy pili, inni palili, jeszcze inni kochali się w koszach na plaży. To naprawdę była wspaniała atmosfera.
kul