Mimo wysiłków reżimu w Mińsku w dziewięciomilionowej Białorusi wciąż jeszcze pracuje 237 tysięcy przedsiębiorców prywatnych, choć w ciągu ostatniego roku ta liczba spadła o 6 procent. Gdyby jednak nawet i taka tendencja pozostała na trwałe, siedemdziesięcioletni białoruski dyktator raczej nie doczekałby spełnienia swoich marzeń. Może właśnie dlatego władze w Mińsku postanowiły przyśpieszyć proces etatyzacji białoruskiej gospodarki.
Na początku ubiegłego roku wydano postanowienie rządu zawężające listę rodzajów działalności gospodarczej, które mogą realizować prywatni przedsiębiorcy i rzemieślnicy. Pewne obszary są teraz dostępne wyłącznie dla firm, które podlegają większej kontroli państwa i muszą płacić znacznie większe podatki niż mały biznes. Dlatego rząd nakazał przedsiębiorcom dokonać formalnych zmian statusu organizacyjnego. Transformacja jest przymusowa i musi odbyć się do końca tego roku. Kto się nie zgodzi, będzie zmuszony zamknąć działalność.
Zwrot ku północnokoreańskiego modelu
Tego zresztą było reżimowi także za mało. Postanowił bowiem dokonać kolejnego kroku w kierunku gospodarki typu północnokoreańskiego. Otóż już od najbliższej wiosny lokalna władza wykonawcza ma uzyskać prawo do uzgadniania kandydatów na szefów firm prywatnych. Szef administracji Łukaszenki Dzmitryj Kruty poinformował niedawno o przygotowaniu rozporządzenia, które znacznie wzmocni takie uprawnienia w terenie. Dokument najprawdopodobniej zostanie podpisany już w przyszłym miesiącu. Kruty zapowiedział, że władze nie będą ingerowały jedynie w nominacje dyrektorów małych firm, takich jak salony fryzjerskie czy małe apteki.
Dodał, że głównym zarzutem wobec prywatnego biznesu jest jego "słaby udział" – jak to ujął – w działaniach na rzecz rozwoju miast, więc od teraz firmy, które przeznaczą zasoby na określone projekty poprawy infrastruktury, otrzymają podobno ulgi podatkowe. To znaczy że sytuacja będzie wyglądała mniej więcej jakoś tak: przychodzi szef firmy prywatnej do władz rejonowych "na uzgodnienie kandydatury", a tam mu mówią "nie może już Pan być dyrektorem, ponieważ nie widzimy Pana na tym stanowisku. Mamy lepszego kandydata, byłego milicjanta albo emerytowanego urzędnika z dużym doświadczeniem administracyjnym. Chyba że wyrazimy zgodę na dalsze prowadzenie przez Pana Pańskiej firmy, jeśli zobowiąże się ona do wyremontowania nawierzchni dwóch ulic w mieście na własny koszt". Schemat wręcz idealny! W takim tempie dojenia prywatnego biznesu marzenie Łukaszenki może się spełnić znacznie szybciej.
Emigracja przedsiębiorców
Moja znajoma, która prowadzi w Mińsku działalność handlową, powiedziała, że jeśli sprawy w kraju będą nadal zmierzać w takim kierunku, będzie zmuszona wraz z rodziną przenieść się do jakiegoś dużego rosyjskiego miasta, w którym warunki prowadzenia firmy są prostsze, a jednocześnie nie ma tam dla niej bariery językowej. Reszty jej wypowiedzi ze względów cenzuralnych dosłownie przytoczyć nie mogę, choć mogę dodać, że w całości odnosiła się do gospodarczych koncepcji obecnej białoruskiej władzy. Przedsuębiorczyni uważa jeszcze, że tak naprawdę Łukaszence i jego administracji chodzi nie tyle o wyciskanie z biznesu większych podatków, ile o to, by całą gospodarkę podporządkować państwu. Bo wówczas łatwiej jest kontrolować "prawomyślność" obywateli. "Przedsiębiorca prywatny – tłumaczy mi - to człowiek wolny. A dla Łukaszenki jest nie do pomyślenia, by pod jego rządami w kraju pozostawali jacyś niezależni od niego ludzie".
Białorusini "zagłosują nogami"
Białorusini pozbawieni przez reżim możliwości dokonania zmian w kraju jak zwykle "głosują nogami". W ubiegłym roku kraj opuściło, według różnych ocen, od 50 do 100 tysięcy osób. W ciągu ostatnich pięciu lat – ponad pół miliona. Teraz pracują głównie na rzecz gospodarek Polski, Litwy i Gruzji, bo tam państwo inaczej podchodzi do przedsiębiorców, nie nazywa ich tak, jak robi to Łukaszenka, "wszawymi pchłami" i "pijawkami wysysającymi krew". W samej tylko Polsce w roku 2023 zarejestrowano ponad 6 tysięcy firm, których właścicielami są obywatele Białorusi. Dla gospodarki białoruskiej jest to znaczna strata. Według oceny samej łukaszenkowskiej administracji, emigranci ekonomiczni i polityczny wywieźli z kraju co najmniej kilkaset milionów dolarów kapitału w ubiegłym roku. Świadczy to zresztą o tym, ze Białorusinom jest mentalnie całkiem daleko do Korei Północnej, więc istnieje nadzieja dla kraju i jego prywatnego biznesu, że wróci do normalności po zakończeniu łukaszenkowskiej dyktatury.
Z Białorusi dla Polskiego Radia – Jan Krzysztof Michalak
dad